czwartek, 22 listopada 2018

Strach

Kiedy obudziłem się w poniedziałek rano, zorientowałem się, że praktycznie połowa mojego pobytu u rodziny Krause minęła, ale w tej chwili było mi to zupełnie obojętne. Po wczorajszym upadku, nie zostało ani śladu, tylko zły humor, no może nie tyle zły co przykry. Nie miałem humoru i szczerze mówiąc kiedy myślałem o Alexie to chciałem wracać do domu. Nie mogłem tak dłużej, nie mogę cieszyć się towarzystwem Eli, Adiego, Emilii i Roberta a jednocześnie udawać, że Alex mnie w ogóle nie obchodzi. Albo byłem u nich wszystkich albo nie będzie mnie wcale.

Długo tak leżałem i myślałem, do samego końca nie wiedziałem co zrobić, ale raczej powrót do domu będzie najsensowniejszym rozwiązaniem, uwolnię Alexa od mojego ciężaru i już nigdy nie będę mu się narzucał. Postanowiłem, że pójdę na śniadanie i podczas posiłku powiem im o podjętej decyzji, mając nadzieję, że zrozumieją.

O 8:00 pojawiłem się w kuchni jak zawsze powitany szerokimi uśmiechami, próbowałem grać i udawać zadowolonego ale raczej nikt tego mojego udawanego szczęścia nie łyknął. Dopiero podczas spożywania śniadania zauważyłem, że nie ma z nami Alexa. Nie możliwe, żeby jeszcze spał a moja ciekawość była ponad wszystko, musiała zostać zaspokojona.
    - Alexa nie ma z nami bo o 6 rano wyjechał w pole zrobić oprysk na stonkę.- Powiedziała Ela, która najwyraźniej widziała moją ciekawość w oczach i to jak przyglądam się w puste miejsce Alexa.
    - Rozumiem- odpowiedziałem. - Generalnie to chciałem z wami porozmawiać i jednocześnie podziękować za gościnność i takie ciepłe przyjęcie mnie. Na początku nie chciałem tu przyjeżdżać ale teraz nie żałuję ani 1 minuty spędzonej z wami.
    - Bardzo jest nam miło kochanie, stałeś się dla nas jak rodzina, jak nasze kolejne dziecko, ale dlaczego akurat teraz nam to mówisz?- Zapytała Emilia.
    - Boo- zawahałem się, - podjąłem decyzję o powrocie do domu, nie chcę rozmawiać o powodach  i nie chce też żebyście myśleli, że to przez was czy coś, to są po prostu moje takie wewnętrzne przemyślenia i pobudki.
     - Pit, nie ma mowy jesteś dopiero połowę swojego zaplanowanego pobytu, nie rób nam tego. My tu wszyscy cię uwielbiamy, no może prawie wszyscy ale to nie ma znaczenia, nie możesz przez to wyjechać- powiedziała Ela trzymając mnie za rękę.
    - Czyli jednak jest powód - powiedział Robert widocznie zaintrygowany.
    - Tak jest- odezwała się Ela. - I ten powód jest głupi, beznadziejny i do tego jest zamkniętym w sobie kretynem.
    - Ela, proszę cię, przestań- to nie jest jego wina i nie chcę żebyście zarówno wy jak i on tak o tym myśleli. Zostańmy przy tym, że są to moje wewnętrzne decyzje.
    - Czy ta decyzja, jest już na 100% pewna i nieodwołalna ?- zapyta wyraźnie zasmucona Emilia.
    - Na chwilę obecną decyzja jest na 100% a czy nieodwołalna- zamyśliłem się, tego nie wiem. Ale raczej nic do 15 się we mnie nie zmieni. Dlatego jeszcze raz bardzo dziękuję wam za gościnę i przepraszam, że tak naglę podjąłem decyzję, ale jeżeli pozwolicie to może jeszcze kiedyś przyjadę .

Po śniadaniu poszedłem do pokoju się spakować, zadzwoniłem do rodziców wyjaśniłem im sytuację, jednak tata nie mógł, po mnie dziś przyjechać bo miała awarię auta a mama była na wyjeździe jeszcze, wiec też nie miała jak. Ustaliliśmy, że wyśle po mnie kierowcę, wiec na godzinę 15 miał się pojawić samochód z kierowcą z banku.

Około godziny 14 do pokoju weszła do mnie Emilia.
     - Słoneczko, przepraszam że ci przeszkadzam ale wiem że o 15 chcesz wyjechać, wiec możemy się już nie zobaczyć .
      - Dlaczego, coś się stało? - zapytałem zdziwiony.
     - No miejmy nadzieję, że nie ale jest już 14 a Alexa nie ma już od 8 godzin, już dawno powinien być w domu, komórka albo mu padła albo nie ma zasięgu. Nie wiemy co się dzieje, więc jedziemy go szukać .
W tym momencie zrobiło mi się gorąco, dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że tak bardzo próbowałem o nim nie myśleć, że nawet nie dostrzegłem, że do tej pory jeszcze nie wrócił.
    - W domu zostanie Ela, więc ona cię pożegna słoneczko a my jedziemy go szukać. - Emilia podeszła i przytuliła mnie mocno.
    - Jadę z wami- wypaliłem nagle, niewiele myśląc.
    - Ale jak to,  możesz nie zdążyć na 15- powiedziała do mnie.
    - Teraz to nie ważne, samochód nie ucieknie a Alexa na 2 auta szybciej znajdziemy. . Ty z Robertem jednym ja z Adim drugim. - zadecydowałem , nawet nie czekałem na aprobatę mojego pomysłu. Wyskoczyłem z pokoju, Adrian poleciał po kluczyki do drugiego auta .

W ciągu 10 minut byliśmy już w drodze, pierwszy raz jechałem terenowym autem ale w tym momencie nie zważałem na to. W połowie drogi rozdzieliliśmy się, bowiem Alex miał robić opryski w kilku miejscach, pola nie były duże ale było ich kilka. Na dworze panował okropny skwar, ponad 30 stopni w cieniu.  W związku z tym, że ja nie znałem drogi to moim pilotem był Adi.
Po 15 minutach byliśmy na pierwszym polu. ale ciągnika ani Alexa nigdzie nie było widać.
    - Był tu- odezwał się Adi.- Są świeże ślady kół.
    - Jedziemy dalej- powiedziałem i ruszyliśmy.
Kolejne pole na które dojechaliśmy też było małe i tam również nie było ani ciągnika ani Alexa, nie pytałem Adiego czy są świeże ślady czy nie, bo to nie miało to teraz znaczenia, ruszyliśmy dalej. Po 5 minutach, zauważyłem że pod niewielkim lasem koło jeziora stoi ciągnik ale nie wiedząc czy to ten czy nie, wskazałem miejsce Adrianowi, który potwierdził, że prawdopodobnie to ich ciągnik.
    - Dawaj tam, gazu- krzyknął a mnie nie trzeba było 2 razy powtarzać.
Na miejsce dotarliśmy dosłownie w chwilę a mnie ta chwila bardzo się dłużyła. Nie wiem co mną kierowało ale w duchu prosiłem wszystkie siły wszechmocne aby Aleksander był cały i zdrowy.
W pośpiechu wysiedliśmy z auta, ciągnik był wyłączony a w środku pusty. Naokoło też nikogo nie było.
     - Tam! - krzyknąłem i nie czekając na reakcję Adriana, pobiegłem w stronę drzewa pod którym leżał ALex.  Serce zabiło mi jak oszalałe.  Pierwsze co, to złapałem go za rękę, próbowałem dobudzić i sprawdziłem jednocześnie puls.
    - Adi ,łap zasięg i dzwoń po karetkę-  krzyknąłem  widząc że Adrian stał z przerażeniem patrząc na brata. - Uspokój się Adi, wszystko będzie ok, tylko zadzwoń po karetkę.
    - Ale oni tu nie trafią przez te pola - powiedział chłopak, który poniekąd miał rację. Zanim karetka tu dotrze może się stać najgorsze, zwłaszcza nie nie wiadomo co się stało.
    - Patrząc na nieprzytomnego Alexa, zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie to udar. głowę miał całą czerwoną do tego ciało bardzo gorące.  Adi, zrób miejsce w aucie, zawieziemy go do domu.  I przynieś szybko butelkę wody z auta.
Adrian bez mrugnięcia okiem wykonywał moje polecenia  ja w tym czasie zerwałem z Alexa mokrą koszulkę, która przylepiła mu się do ciała. Wodę z butelki delikatnie wylałem na jego głowę i klatkę piersiową żeby choć trochę spróbować obniżyć temperaturę. Po chwili razem z Adrianem, przenieśliśmy Alexa na tylne siedzenie  i ułożyliśmy w pozycji półsiedzącej. Pamiętałem ze szkoły, że ważne jest aby przy udarze, głowa jeżeli jest czerwona, była wyżej od tułowia.
Nie tracąc ani chwili wsiadłem z kierownice i ruszyłem. Adrian siedział z tyłu podtrzymywał giotkie ciało Alexa a w miedzy czasie dzwonił po karetkę. Po chwili złapał zasięg.
Nie wiem co mną kierowało, ale drogę powrotną znałem doskonale, nawet nie zastanawiałem się przez chwilę jak jechać. W między czasie Adi powiadomił też Emilię i Roberta, którzy zapowiedzieli, że wracają już do domu.
   W momencie kiedy wjechaliśmy na podwórko, usłyszeliśmy kartkę.  Akcja działa się tak szybko, że z tego co wydarzyło się dalej niewiele pamiętam. Alex, nosze, karetka, szpital, odwołany kierowca. Wszystko robiłem mechanicznie  praktycznie nie myśląc. Jedyne co doskonale kojarzę to paraliżujący strach.

4 komentarze:

  1. Super... Czekam na następny odcinek , ciut bardziej optymistyczny mam nadzieje

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam czytelnika :-)
    O zdrowie Alexa nie ma się co martwić...
    Ale inne sprawy stoją pod bardzo wielkim znakiem zapytania...

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie. A kiedy następny odcinek ? :):):)

    OdpowiedzUsuń